czwartek, 2 listopada 2017

Ciężki czas

Dzisiaj po prostu poczułem, że nie dam rady i muszę wszystko wyrzucić z siebie. Może zacznijmy od początku. To się zaczęło kilka dni temu, kiedy zbliżało się święto zmarłych. Od lipca 2016 roku nie lubię żadnych świąt, gdyż nie przynoszą mi żadnej radości. ( może jestem nie poprawny, ale nie potrafię zapomnieć o przeszłości, która rzutuję na moją przyszłość). Więc od kilku dni mam fatalny humor, gdyż myślę o wszystkich zmarłych. Nie potrafię się na niczym skupić, nawet najprostsze zadania matematyczne mnie przerastają. Również się martwię obchodami 11 listopada, bo do tej pory zgłosiło mi się mało dzieci, a ja chciałbym aby moja gromada działała jak najlepiej. Może zapominam o wielu negatywnych rzeczach dzięki mojej ukochanej gromadzie. I dzisiaj przyszły dwa silne ciosy. Pierwszy po godzinie 15, kiedy dowiedziałem się, że dzieci przyszły na zbiórkę, która odwołałem i nie miały opieki. Dostałem telefon od byłej drużynowej, gdzie zapamiętałem słowa, że to się tak łatwo nie skończy. Jestem bardzo wdzięczny, że zadzwoniły po rodziców. Jednak czasami taka bezradność kieruje mnie do tego, że się nie nadaje i być może powinienem dać sobie spokój. Te słowa chociaż nie wiele znaczą, dla mnie są bardzo bolesne, bo moją poprzedniczkę uważam za autorytet i nigdy nie dam złego słowa powiedzieć na nią. Więc nie wiem czy coś źle robię? Boję się oceniania przez innych. Ja już zapomniałem jak odpowiednio reagować na krytykę, po prostu mam ochotę się poddać i dać sobie z tym spokój, za dużo nerwów mnie to kosztuje. Kolejnym mocnym ciosem była moja rozmowa z pewnym moim przełożonym, na temat wypowiadania się w internecie. Przyznaję popełniłem błąd, gdyż niektóre osoby mogły się poczuć urażone moimi słowami, ale nie chciałem zostawić w potrzebie mojej przyjaciółki. Po moim komentarzu pojawiły się odpowiedzi na pytanie zadane przez moją przyjaciółkę, ale być może taki sam efekt byłby bez mojego komentarza. Jestem osobą, która mówi przełożonym to co inni myślą, ale boją się powiedzieć. Uważam że rozmową można rozwiązać wszystkie konflikty. Ale wracając do zdarzenia, być może rozmowa wywarła na mnie pozytywny wydźwięk, ale kilka słów zapadło mi w pamięć. Niby żarty, ale jestem na tym punkcie bardzo wyczulony. Zostałem urażonym w ten sposób, że przełożony powiedział, że powinienem się go słuchać, ponieważ on ma podkładkę pod krzyżem harcerskim i jest instruktorem, a ja nie (chociaż otworzyłem próbę) ( bardzo mnie to zabolało, bo w wakacje miałem podobną sytuacje). Być może żart, ale pokazał co myśli ta osoba o mnie. Ja tylko staram się wyrażać swoje zdanie, a że jest zazwyczaj inne niż mojej przełożonej to jestem trochę niewygodny ( być może uważa, że podważam jej autorytet).
No i do tego dodamy, mały policzek, który dostałem od osoby, na której mi zależy ( zależało, sam już nie wiem) umówiłem się z nią na spacer, tylko mieliśmy dogadać o której godzinie. Niestety nie otrzymałem żadnej wiadomości. Więc kilka ciosów otrzymałem, ale pewnie się podniosę, zresztą jak zawsze, ale jest mi coraz trudniej gdyż brakuje mi sił.

Morał z tej historii jest być może dziwny, ale chyba ciekawy. Nigdy się nie zasłaniajcie swoją funkcją, bo w momencie gdy się zrównacie poziomem nie będziecie mieli żadnych sensownych argumentów. Miejcie w sobie pokorę i dzielność i pokazujcie innym, że się do Was mylili.
LeLoupSoiltaire